Względna przytomność wraca powoli w hali odlotów:
I dobrze, bo jeszcze można by się w półśnie pomylić i wsiąść do samolotu lecącego pod wulkan. A nas interesuje akurat kierunek dokładnie odwrotny. Na południe. Załóżmy, że ten tu będzie ok.:
Drobne ułatwienie na początek dnia - wejście jest z tyłu a mamy miejsca w ostatnim rzędzie - nie trzeba się przepychać przez cały wagon
Tym razem samolot prawie pełen
Kończą tankowanie:
I lot urlopowy nr 7 w toku. Krótki. Wg rozkładu 50 min, ale w rzeczywistości krócej. Przed nami już wyspa Camiguin.
A za nami... wyspa Camiguin. Pilot dwa razy próbował lądować i oba razy wielkie d... Za nisko chmury nad lotniskiem. Cienias. I kobieta za kółkiem. Tzn. drugi pilot był kobietą. Monika Jakaśtam... Niezależnie od przyczyny - wracamy do Cebu. Paliwa miał tylko na 2 próby. Super. Polataliśmy sobie. Zakichana wycieczka krajoznawcza...
Przed siódmą jesteśmy znowu w porcie lotniczym Mactan. I po jaką cholerę było wstawać o środku nocy? Samolot rozładowany z pasażerów i bagaży, załoga też się rozlazła. Maszyna potrzebna jest już na swój kolejny rozkładowy lot w inne miejsce, więc na żadną ponowną próbę nie ma co liczyć. Z godzinę z hakiem czekamy w kolejce do punktu obsługi pasażerów Cebu Pacific, gdzie nas skierowano po wylądowaniu. Po kolei z każdym pasażerem załatwiają co z nim dalej zrobić. Tubylcy bardziej są zorientowani i jakoś tam sobie radzą am zaproponowano bilety na ten sam lot, ale jutro. Lub zwrot kasy. Ale akurat kasa za bilet w tanich liniach nam jest nieco mniej potrzebna niż dotarcie do miejsca przeznaczenia. Mamy tam mamy tygodniowy pobyt opłacony. Więc akceptujemy lot na jutro. Trzeba będzie sobie jeszcze jeden nocleg tutaj zorganizować i znowu wstać w nocy. W tym bliskim hotelu brak miejsc na dzisiejszą noc - czyli jeszcze jakiś transport będzie potrzebny. Czyli szykuje się spieprzony dzień po nędznej nocy, potem następna obcięta nocka a potem jeszcze trzymanie kciuków, żeby tym razem były warunki do wylądowania.
I tu należy przyznać, że daliśmy ciała. Nie trzeba było od razu akceptować tego rozwiązania, ale najpierw rozeznać się w sytuacji. Wyszedł nasz brak praktyki w tego rodzaju przypadkach. W sumie do tej pory zakładaliśmy że wystarczy nie spóźnić się na lot i wszystko będzie grało. Błąd. Nie zwróciliśmy uwagi, że inni ludzie w kolejce (głównie tubylcy) podczas załatwiania sprawy anulowanego lotu łażą gdzieś do innych punktów, wracają, tłumaczą coś przedstawicielom Cebu ogólnie rzecz ujmując trochę im zajmuje ta procedura. A inna parka białasów (białasek) przed nami została obsłużona błyskawicznie - tak jak później my. Zaczepiliśmy potem starszego Amerykanina, który przeszedł procedurę po nas, zupełnie na spokojnie, flegmatycznie wręcz coś tam im potłumaczył, dostał papiery i leniwie szedł do innej części lotniska. Bardzo uprzejmy i pomocny gość. Okazało się, że można zrobić inaczej - wybrać sobie bilet na zupełnie inny lot tego przewoźnika (może jaką różnicę pokryć - ale tego nie wiem). I dzięki temu mieć alternatywne połączenie do naszej wyspy jeszcze dzisiaj za dwie godziny. Najpierw lot do miejscowości Cagayan De Oro na wyspie Mindanao. Stamtąd należy złapać lokalny autobus (wg Amerykańca to tania sprawa, bo mniej niż 5$) do miejscowości portowej, a tam złapać prom na Camiguin (jest ich kilka dziennie, bo to blisko - godzinkę się płynie). I jeszcze dzisiaj być na miejscu. Pokazał nam wszystko na mapie (miał nawet notatki co i jak) i poszedł sobie spokojnie na ów samolot.
No to my do przedstawicieli Cebu - pytać o ten lot. Okazało się, że już brak miejsc (pewnie zorientowani tubylcy się też poprzesiadali). A w zasadzie jest - ale jeszcze tylko jedno. Zaproponowano, żebyśmy poszli do punktu odprawy tego lotu i wpisali się na listę rezerwową - jeśli jacyś pasażerowie się nie stawią to się załapiemy. No to bagaże w garść i znowu do hali odlotów. Znaleźliśmy poszukiwany punkt, jakoś udało się wytłumaczyć czego my właściwie chcemy, zapisano nas - i mamy 2 godz. czekania. 45 min przed odlotem zamykają bramkę i wtedy będzie wiadomo czy lecimy. Nuda. Czekamy. Gruby lata przed lotnisko palić. Ja się czasem przechadzam. I z nudów studiuję tablicę odlotów. I patrzę, że jest jeszcze jeden lot na Camiguin. Za jakąś godzinę z hakiem. Inne linie lotnicze. No to Gruby pędem do bramki tego lotu zorientować się czy mają miejsca, bo czasu trochę mało. Twierdzą że jest jeszcze 6, ale do biura linii trzeba się udać. Poleciał i kupił bilety. Droższe niż nasze wyszukane w tanich liniach ale nie ma co grymasić.
Przy nadawaniu bagażu jeszcze okazało się, że podstawowa wersja biletu nie obejmuje tak dużego bagażu jak nasz (tylko 10kg w standardzie). Trzeba było jeszcze polecieć do innej kasy zrobić dopłatę za nadbagaż. Ale zdążyliśmy, bagaż nadany. Jeszcze zdążyliśmy skoczyć do Cebu Pacyfic żeby wycofać nas z listy rezerwacji do Cagyan De Oro. Przy okazji pytamy pani czy możemy anulować bilety które mamy już na jutro. Gdyby zwrócili kasę to te nowe bilety specjalnie by nas nie kosztowały (uwzględniając fakt, że na jutrzejszy lot trzeba by wykupić jeszcze nocleg i transport do/z hotelu). Niestety z tym pytaniem musimy udać się dla odmiany do ich biura. Czasu mało a my latamy po lotnisku jak kot z pęcherzem... Wariactwo. Ale co tam, próbujemy. Ale niestety - nic z tego. Mogliśmy zrezygnować ale wtedy kiedy decydowaliśmy co mają z nami zrobić po nieudanym locie. Przysługiwało nam prawo do jednokrotnej zmiany warunków rezerwacji. Jak już raz zdecydowaliśmy to mamy. Prawdopodobnie to samo byłoby gdybyśmy załapali się na ten lot z listy rezerwowej - musielibyśmy za niego zapłacić, bo już wcześniej zdecydowaliśmy że lecimy jutro. Prawidłowo zrobił to ten dobrze przygotowany Amerykanin. Od razu zażądał przebukowania na inny lot. Wytrenowany turysta budżetowy - a nie wyglądał na takiego - taki starszy, wypasiony gość.
No to kolejna próba dotarcia na wyspę. Obecny przewoźnik to przewoźnik regularny - Philippine Airlines. Samolot też turbośmigłowy ale inny. Tym razem wynalazek kanadyjski Bombardier Q400 czy jakoś tak podobnie (może Q300).
Mimo króciutkiego lotu nawet kanapkę i picie dają - inaczej niż w tanich liniach.
No to mamy lot urlopowy nr 8. Nieplanowany. Przez przypadek zwiększyliśmy sobie ilość wylatanych godzin. Tym bardziej, że lot nr 7 odbył się na trasie dwukrotnie wydłużonej - tam i z powrotem)
Ponownie wyspa Caminguin przed nami. Tym razem widoczność chyba ok. więc mamy szansę:
Jest. Pełen sukces. W końcu tam gdzie być powinniśmy już od 6-ciu godzin. I to sporo szybciej niż metodą Amerykańca. To nasze dzisiejsze wygłupy powietrzne:
Ważne, że po tym pajacowaniu jesteśmy już na ziemi:
Chroniąc swą delikatną cerę od morderczego słońca można spacerkiem udać się do klimatyzowanego budynku terminala:
I poczekać aż przytargają nam bagaże. W końcu dopłaciliśmy im za ich targanie to niech się natargają po pachy:
Kombinujemy sobie jeszcze transport z lotniska. Na poranny lot mieliśmy już ustawiony odbiór kierowcy z naszego nowego lokum, ale chyba się nie doczekał. Przed obecnym wylotem wysłałem jeszcze maila z Cebu ale nikogo nie widać. Później okazało się że mail dotarł, ale nie wiedzieli czy to dzisiaj będzie czy jutro więc czekali na potwierdzenie. Ale to drobiazgi. Pół godzinki jazdy i jesteśmy:
Nasza zarezerwowana chatka przy basenie czekała. Przy meldowaniu nie chcieli paszportów - pani powiedziała, że nie są hotelem i nie potrzebuje naszych dokumentów - mamy się tylko do zeszytu wpisać. Dzisiaj już na specjalną aktywność brak sił i ochoty. Obeszliśmy tylko naszą nową miejscówkę. Jest basen, nieduży ale całkiem głęboki, z dwoma brodzikami do sjestowania. Troszkę czasu zajęło nam znalezienie tutejszej laguny z rafą, która była powodem wyboru tego miejsca. Musieliśmy w końcu zapytać o drogę. Najpierw milionem krętych schodów pomiędzy domkami w dół, a potem skalistą ścieżką wzdłuż brzegu:
Są jakieś spróchniałe bambusowe poręcze, ale nie chciałbym iść tędy po ciemku...
Obejrzeliśmy i wracamy. Po drodze na schodach czekał na nas pan wąż:
Ale jak mu chciałem fotkę cyknąć to dyskretnie się oddalił. Nie lubi medialnego szumu chyba...
I zalegamy po męczącym dniu. Tym razem ze sporą szansą na wyspanie się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz