Poranek wyspowy. Już drugi. No to oczywista oczywistość - trzeba zacząć dzień od rafy. Tylko przydałoby się coś wykombinować w kwestii dojścia. Bo paręset metrów po czymś takim jest upierdliwe:
Gruby śmiga po kamieniach rączo niczym łasica... Spieszy się coś podejrzanie. Albo mu tak gorąco albo chce pilnie zanieczyścić ocean..
I plum. I bul bul bul... jak mawiają ryby. Mamy rybki różnej maści:
koralowce różnorakie :
coś jakby niewielkie podwodne wulkany...
dziwne pływające pionowo cosie... przyglądałem im się dosyć długo, ale nie mam pojęcia co to:
No i rozgiwazdy - punkt obowiązkowy, bo łatwo je znaleźć:
czasem jakiś porzucony móżdżek się trafi...
albo Nemo
No, godzinka (czy coś koło tego) moczenia w słonej wodzie wystarczy. W końcu nie chcemy się zakisić, tylko rafę pozwiedzać... Jeszcze może mała kawa i czas na kolejną turę po lądzie. Motorkujemy sobie na północ. Pierwszy przystanek - zatopiony cmentarz. Brzmi imponująco, ale jest to tylko krzyż wystający z morza.
Postawiono go w miejscu w którym na skutek jakiegoś kataklizmu cmentarz dał nura. Tak jak podobno kiedyś zrobiła to Atlantyda. Można pogapić się na krzyż z brzegu, ewentualnie zaopatrzyć się w pamiątki w obowiązkowo obecnych straganach i już.
No proszę... nawet krowy na urlop pod palmy wyjeżdżają...
Pędzimy dalej na północ. Do miejsca skąd można wchodzić na górkę o dźwięcznej nazwie Hibok-Hibok. Chcemy zobaczyć jak to wygląda. Może mały spacerek uda się zaliczyć? Pulpet aż cały drży z ekscytacji na tę myśl. Na miejscu zaraz na wstępie dostaje mały opieprz o nerwowego strażnika - za to że lezie z papierosem za tablicę z napisem strefa bez palenia. Słusznie. Gnębić palaczy. Nałogowcy mają to rozdwojenie jaźni - z jednej strony wszędzie zakazy palenia, z drugiej papierosy po 5 zł z ogonkiem za paczkę (Marlboro). W każdym razie oprócz słusznego ochrzanu i mamrotaniu pod nosem po filipińsku czegoś zapewne niepochlebnego na nasz temat, uzyskaliśmy też informację na temat wchodzenia na górkę. Tylko z przewodnikiem i trwa 4h. I rano, bo teraz już za późno. Cena przewodnika - 1200 PHP a do tego opłata za wstęp po 200 PHP od osoby. Aha. To już wiemy co chcemy. Gruby wyraża pewne wątpliwości co do swojego udziału w podobnej przechadzce.
Pomyślimy później. Chwilowo idziemy zobaczyć obecne tu gorące źródła. Wejściówka jak zwykle 30 pesos. Jak winnych podobnych miejscach. Jakaś betonowa kładka:
Niestandardowa opcja to ta pozieleniała siatka nad basenami. ktoś tu sobie wymyślił, że nie chce mu się liści wyciągać z wody? Czy może tutejsze ptaki zbyt często miewają rozwolnienie? Bo kokosa to by chyba nie zatrzymało... ale może?
Inspektor zastanawia się, czy woda faktycznie jest ciepła.
Sprawdził osobiście - jest. Czyli nie korzystamy. Raczej wolelibyśmy się orzeźwić gdyż zimno to nam akurat nie jest.
O, i jest jeszcze tablica z istotnymi uwagami dotyczącymi użytkowania obiektu:
Najciekawszy jest znak rugi od lewej. Bardzo niesprawiedliwy. Dlaczego akurat facetom zabrania się sikania o basenu? Bo kobiet ten zakaz chyba nie dotyczy... Cóż za okropny damski szowinizm. No chyba że tutejsze panie mają dość oryginalną metodę załatwiania takiej potrzeby i też podpadają pod ten zakaz. Jeśli tak to wycofuję swoje krytyczne uwagi.
Kiedy wychodziliśmy z tego przybytku wlokłem się trochę z tyłu i robiłem jeszcze zdjęcia (tablicy powyżej). I zaczepiła mnie jedna z pań zamiatających liście. I zaczęła tłumaczyć to, o co pytaliśmy się strażnika. Czyli zasady wycieczki na Hibok. Tym razem lepiej zrozumiałem szczegóły. Trasa zajmuje 4h - ale w jedną stronę. Taki drobny szczegół. Może być to 3h jak się szybko idzie. Dlatego trzeba wyjść rano, żeby móc wrócić za dnia jeszcze. No, to dopiero Grubemu się spodobało... Idealny dzień jak dla niego. Upał, góra pokryta dżunglą i 8 godziny marszu. Już idzie ustawiać się w dołkach startowych...
Skoro się pomyślało o rześkiej kąpieli to zmieniamy miejscówkę. Z wczorajszej wycieczki pamiętamy, że w pobliżu miasteczka w którym byliśmy są zimne źródła. To jedziemy. Jakieś dwadzieścia kilka kilometrów stąd. Może trzydzieści. Dobra godzinka motorkowania i jesteśmy u celu:
No tutaj już kąpieli sobie nie można odmówić. Nie w niedzielne gorące popołudnie. Tu nawet sporo ludzi w porównaniu z poprzednio oglądanymi miejscami. Piknikują, grillują, kąpią się, pływają na oponach:
Całymi rodzinki czy grupki znajomych. Alkohol też piją. Rum. Jakaś grupka chciała mnie rumem uraczyć nawet - ale nie wypada jako zmotoryzowanemu. Niestety nie mam ze sobą kierowcy.
No to sruuu... do wody dla ochłody:
Ta woda faktycznie jest rześka. Najlepiej wskakiwać od razu, żeby nie certolić się z zamaczaniem przez pół godziny:
Całkiem spory i miejscami głęboki ten basenik. Przy jednej z krawędzi ok. 2m.
Tutaj mamy sekcję płukania tyłków. Wystarczy sobie przysiąść na tych betonowych schodkach. Ślisko nie jest bo są karbowane.
Pokoczowaliśmy sobie z godzinkę, może troszkę dłużej - i czas zawijać się do siebie. Żeby wrócić jeszcze jak widno, bo tak się lepiej jeździ po okolicznych serpentynach. Po drodze można jeszcze zrobić fotkę górce Hibok-Hibok, skoro akurat widać jej szczyt. Odkąd tu jesteśmy to przeważnie chmury na nim siedzą. To w sumie wygasły wulkan (jak chyba większość górek tutaj) i jest nawet na nim jeziorko w kraterze . Dlatego tak się nim zainteresowaliśmy.
Taka uwaga ogólna dotycząca tych wszystkich "ośrodków" turystycznych na wyspie. Infrastruktura pobudowana wokół tych wszystkich źródeł, wodospadów, porty, przystanie itd. jest mocno "zużyta". Widać że kiedyś to pobudowano (może 20-30 lat temu). Był tu jakiś pomysł, włożono pieniądze i kupę betonu ale od tego czasu to powoli, powoli podupada. Po prostu się zużywa a ewidentnie brak remontów, konserwacji, unowocześniania itd. Beton omszały, pęka, kruszy się a jakichś sensownych remontów brak. Czasem widać jakieś ręczne prowizorki ale nie poprawi to ogólnego stanu tylko raczej pogłębia efekt rozkładu. Może z braku dostatecznej liczby turystów, może z braku finansowania, ale rozkład jest "mocno zauważalny". Przy tych wszystkich basenach bardzo się to rzuca w oczy w tzw. części socjalnej - kibelki, przebieralnie itd. To już nie tyle prosi o remont, ale wręcz wrzeszczy i wyje...
Uwaga nie dotyczy dróg. Są ok. Stan naprawdę dobry. Wszystko betonowe i doprowadzone do każdej możliwej dziury i wodospadziku. Tylko tam gdzie już nikt nie mieszka i nie dojeżdżają codziennie tubylcy (np. droga prowadzi tylko do rzadko odwiedzanej atrakcji turystycznej) - czyli ruch jest słaby, to nawierzchnia jest często już pozieleniała i omszała. Ale cała.
To tyle uwag pozafabularnych. Z baseników publicznych wróciliśmy do siebie, potaplać się dla odmiany w baseniku prywatnym, posiedzieć, pointernetować, pobazgrać na blogu i tak w zasadzie dzień się nam skończył.